Sierpniowy dzień

Nigdy nie potrafiłem zrozumieć wolontariuszy, od zawsze pozostawało dla mnie zagadką dlaczego poświęcają swój czas innym. Wydawało mi się nieracjonalne, że tak ciężko pracują nie zarabiając na tym ani grosza. Z czasem, gdy zostałem jednym z nich, przyszło zrozumienie, aczkolwiek było ono bardziej następstwem zaskakujących wydarzeń, które postaram się opisać, aniżeli efektem własnych, głębszych przemyśleń.

Zawitałem na Zagórze, gdzie ludzie o wielkim sercu kierują działaniami wolontariuszy, którzy pomagają z potrzeby równie wielkich serc osobom chorym na Alzheimera. Już samo spotkanie z ludźmi w różnym wieku, którzy to gotowi są poświęcać swój czas i siły za darmo, by tylko pomóc w niedoli innym, była dla mnie dziwnym doświadczeniem. Ja swoją motywację do działania tłumaczyłem dużą ilością wolnego czasu, nie potrafiłem jednak wtedy stwierdzić, skąd u nich bierze się ta iskierka w oku, którą od razu zauważyłem. Powodowało to u mnie lekką frustrację, gdyż myślałem, że mając spory staż pracy jako wolontariusz, po sześciu miesiącach spędzonych na wspieraniu domu dziecka, będę już wszystko wiedział o wolontariacie. Jednak mimo narastającego uczucia niepokoju, że robię coś nie tak, postanowiłem dać sobie jeszcze trochę czasu. Postanowienie to okazało się kluczowe, bo gdybym poddał się na tym etapie, przed wizytami w domu państwa K., nie doszedłbym do momentu, w którym jestem teraz.

Pierwsze kontakty z osobą chorą na Alzheimera były bardzo trudne. Znałem sposoby rehabilitacji osób dotkniętych tą chorobą, poznałem je na szkoleniu dla wolontariuszy, a także czytając literaturę na ten temat. Myślałem, że gdy będę wyposażony w wiedzę i chęci, dam radę pomóc w leczeniu. Coś było jednak nie tak. Pani Jadwiga z racji swojej choroby nie była w stanie mówić, wzrok miała nieobecny, prawie bezwiednie poddawała się ćwiczeniom. Nie potrafiłem na początku określić, na czym polegał  problem, teraz jestem już świadomy jego istoty. Tkwiła we mnie potrzeba zaobserwowania jakiegoś sygnału, że to co robię, robię dobrze, oczekiwałem nieświadomie chociaż uśmiechu, który napełniłby mnie radością i zapałem do dalszej pracy. Wiedziałem, że nie mogę oczekiwać od tak chorej i cierpiącej osoby uśmiechów i poklepywania po ramieniu po każdym spotkaniu, stąd beznadziejność sytuacji. Ale uświadomiłem to sobie dopiero po pewnym czasie.  Zrozumienie przyniosło pewną ulgę, w tym stanie dotrwałem do najdziwniejszego chyba momentu w moim życiu.

Odwiedzałem państwa K. regularnie, i co muszę przyznać szczerze, z pewnym przygnębieniem spowodowanym i swoim, no i przede wszystkim zaprzyjaźnionego małżeństwa dramatem, wywołanym przez chorobę Alzheimera. Wszyscy wokół zdawali się być przygnieceni nieodwracalnością tej choroby. Ja jednak zawsze starałem się przychodzić jak i wychodzić z uśmiechem na twarzy, nie chciałem bowiem obarczać tak bliskich mi ludzi jeszcze swoimi rozterkami.

Tak było również pewnego ciepłego, słonecznego dnia, był to sierpień zeszłego roku. Ćwiczyłem jak zwykle z panią Jadwigą, jak zwykle nie oczekując niczego w zamian. Kiedy już się żegnałem i obiecywałem, że odwiedzę mą podopieczną za kilka dni, usłyszałem coś, co mimo swojego pozytywnego wydźwięku mnie zmroziło. Osoba, która nie jest w stanie mówić, gdyż jej stan był już bardzo ciężki, powiedziała do mnie: „Jest pan bardzo uprzejmy” , zrobiła to w dodatku z uśmiechem na ustach i pełną świadomością bijąca z zazwyczaj nieobecnych oczu, trzymając mnie mocno za rękę. Kompletnie mnie zatkało, i jedyne, co byłem wtedy w stanie odpowiedzieć to słowo dziękuje. Dopiero po chwili do mnie dotarło co się stało, jednak świadomość już jakby uleciała z pani Jadwigi, nie byłem jej już stanie powiedzieć, jak ważne było dla mnie to, co z wyraźnym trudem mi powiedziała.

Wyszedłem oszołomiony radością i zdumieniem. Wydarzenie to sprawiło, iż uświadomiłem sobie, że wszystko co dotąd robiłem, mimo, iż nie otrzymywałem informacji zwrotnych, było niesamowicie ważne. Nie mogłem się doczekać kolejnego spotkania. Gdy nikt w domu państwa K. nie otworzył mi drzwi kilka dni później, nie byłem przygotowany na prawdę o tym co się stało. Radość z ostatniego spotkania jeszcze nie odpłynęła, gdy będąc w domu odebrałem telefon. Pan Jan oznajmił, że pani Jadwiga, jego żona zmarła. W szoku złożyłem tylko kondolencje i przyrzekłem, że pojawię się na pogrzebie.

Dlaczego tak się stało? W momencie gdy spotkało mnie coś tak niesamowitego, chwilę później zdarzyła się taka tragedia. Świat wydawał mi się pozbawiony sensu, daje nadzieję tylko po to, by ją szybko odebrać. Żałowałem, że nie miałem okazji przekazać pani Jadwidze, jak wiele dla mnie znaczyła, jak bardzo mi zależało na tym by jej pomagać. Zły nastrój zaczął z czasem mijać. Dotarła do mnie świadomość olbrzymiego sensu mojego działania, a także działania innych wolontariuszy. Rodzina na pogrzebie dziękowała mi za to, że byłem z ich babcią, mamą i żoną w jej ostatnich godzinach. Ja do dziś nie mam odwagi podziękować losowi i tej rodzinie za to, że mogłem poznać tak wspaniałe małżeństwo, mam wielką nadzieję, że kiedyś nadejdzie taki czas, że znajdę w sobie odwagę, by to zrobić.

Problem niektórych wolontariuszy, zaliczając także mnie z początku mej działalności, polega na tym, że nie jesteśmy świadomi swego wpływu na życie tych którym pomagamy. Ja miałem wielkie szczęście przeżyć opisaną wcześniej chwilę, ale są osoby, które nie otrzymują nawet najmniejszych znaków podzięki od swych podopiecznych, a mimo to nie ustają w swej pracy, to oni są dla mnie wzorem do naśladowania.

Już nikt nie jest w stanie mnie przekonać, że naszej pracy nie towarzyszą żadne efekty, że jest ona bez sensu, ja już wiem, że całe dobro jakie wkładamy w swoje działanie nie zanika, po prostu trzeba trochę baczniej się przyglądać, by zaobserwować reakcję naszych podopiecznych.

Teraz już nie czuję, że nie mam komu pomagać, pani Jadwiga zawsze będzie w moim sercu, ale teraz wiem, że nadszedł czas, by skupić swą uwagę na dzieciakach w domu dziecka, oraz na nowej rodzinie, która oczekuje pomocy w walce z chorobą Alzheimera. Pani Marianna, którą się teraz opiekuje, co spotkanie daje mi powody do radości, bez przerwy się uśmiechając, a ja wtedy mam wrażenie, że ten sierpniowy, ciepły dzień trwa w nieskończoność...

Marcin Byks


Współpraca:
Poznan Miasto know-how
Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego
Wojewoda Wielkopolski
Fundacja Roberta Kyts

Wspiera nas:

Aquanet
Ricoh
Kulczyk Foundation
Wielkopolskie Stowarzyszenie Alzheimerowskie dziękuje Klubowi Futbolu Amerykańskiego Armia Poznań za przekazanie w darowiźnie maseczek i żelu ochronnego. Środki te posłużą nam do wsparcia w zabezpieczeniu ośrodka przed skutkami pandemii.

Wielkopolskie Stowarzyszenie Alzheimerowskie serdecznie dziękuje Politechnice Poznańskiej za wydrukowanie i przekazanie nam przyłbic. Są bardzo dobrej jakości i wygodne w używaniu. Urzekliście nas Państwo również niekonwencjonalnymi opakowaniami :-)
Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy przekazali nam 1,5% podatku. Każdemu chcielibyśmy podziękować osobiście.
Jeszcze raz serdecznie dziękujemy za zrozumienie naszych działań i wsparcie.


Przekaż nam swój 1 procent podatku
Przekaż nam 1 procent KRS: 0000197812Organizacja Pożytku Publicznego -
KRS: 0000197812

ikona mapy
Wielkopolskie Stowarzyszenie
Alzheimerowskie

ul. Józefa Garczyńskiego 13
61-527 Poznań
(dawniej Zagórze)

tel. 503 186 403
od 8.00 do 16.00 w dni robocze

GPS Life
Copyright © 2016-2017 Wielkopolskie Stowarzyszenie Alzheimerowskie
Mapa strony